Smoczek - uspokajacz: tak czy nie - blog | paniDoktor

Smoczek – uspokajacz: tak czy nie?

utworzone przez | mar 11, 2020 | Okiem doktora | 0 komentarzy

Uwaga, będzie kontrowersyjnie! Temat smoczków-uspokajaczy rozpala emocje w nie mniejszym stopniu, niż chociażby karmienie piersią. Znam mnóstwo zwolenniczek, ale i przeciwniczek podawania dziecku smoczka. Sama nie chcę kategorycznie opowiadać się po żadnej ze stron, ponieważ patrzę na ten problem okiem zarówno lekarza, jak i matki. Dobrze więc wiem, że teoria nie zawsze pokrywa się z praktyką i bywają sytuacje, gdy ten nieszczęsny smoczek rzeczywiście ratuje i tak zszargane nerwy rodziców. Dlatego w moim artykule rzeczowo pochylam się nad kwestią smoczka-uspokajacza. Podawać go czy nie? A jeśli podawać, to kiedy i jak długo? Zapraszam do lektury.

Skąd w ogóle wzięły się smoczki-uspokajacze?

Pewnie nie wszyscy z Was wiedzą, że smoczki dziecięce wcale nie są wymysłem naszych czasów. Przedmioty spełniające podobną funkcję stosowano już w starożytności. Około 3000 lat temu rodzice podawali swoim niespokojnym dzieciom gliniane zabawki z dziurkami, do których wlewało się miód. Maluch mógł sobie powoli wysysać przysmak i dzięki temu łatwiej się uspokajał.

Smoczków (czy raczej ich protoplastów) na pewno używano w średniowieczu, kiedy to dzieciom podawano mieszanki na bazie maku, mające oczywiście działanie narkotyczne. Dziś jest to nie do pomyślenia, prawda? Wiadomo również, że pierwszy gumowy smoczek-uspokajacz został opatentowany w 1846 roku w Stanach Zjednoczonych. Prawdziwa rewolucja dokonała się natomiast po II Wojnie Światowej, kiedy to zaczęto produkować smoczki lateksowe i silikonowe.

Natomiast dopiero w latach 80. XX wieku lekarze laryngolodzy zaczęli głośno zwracać uwagę na problem wad zgryzu u dzieci ssących smoczki. Apele poskutkowały i na rynku lawinowo wzrosła podaż smoczków o anatomicznych kształtach, możliwie najbardziej zbliżonych do kobiecej brodawki.

Dziś jest dokładnie tak samo i każdy „szanujący się producent” ma w ofercie smoczek rzekomo perfekcyjnie zastępujący maminą pierś, minimalizujący ryzyko wad zgryzu czy dysfunkcyjnego odruchu ssania. Do takich deklaracji trzeba jednak podchodzić z dużą nieufnością. Natury nie da się w 100% zastąpić, nawet przy obecnym zaawansowaniu przemysłu.

Dlaczego smoczki-uspokajacze są tak skuteczne?

Od razu zaznaczam: nie w przypadku każdego dziecka. Osobiście znam maluszki, które za nic w świecie nie dały się przekonać do używania smoczka, a próby wmuszenia im tego produktu kończyły się jeszcze większą histerią. Nie jest to zatem cudowny, uniwersalny sposób na wszystkie problemy.

Jednak zdecydowana większość noworodków i niemowląt dość szybko zaprzyjaźnia się ze smoczkiem – spora grupa nawiązuje z nim tak bliską „znajomość”, że trudno jest ją później zerwać, ale to już temat na inny artykuł. Teraz skupię się na mechanizmie, który decyduje o skuteczności smoczków-uspokajaczy. Chodzi tutaj oczywiście o symulowanie ssania maminej piersi.

Jednym z najczęstszych powodów płaczu i niepokoju u malutkich dzieci jest nieodparta potrzeba ssania. Wiąże się to z tym, że dziecko momentalnie zaczyna utożsamiać tę czynność z bliskim, fizycznym kontaktem z mamą. Dlatego najprostszym sposobem na szybkie uspokojenie maluszka jest po prostu przystawienie go do piersi. Wiadomo jednak, że mamy chcą mieć też trochę czasu dla siebie i nie mogą sobie pozwolić na to, aby dziecko – pisząc kolokwialnie – ciągle na nich „wisiało”. I w ten sposób rozwikłaliśmy tajemnicę skuteczności smoczków-uspokajaczy.

Zalety smoczków

Jak już wcześniej wspomniałam, nie jestem zapalczywą przeciwniczką smoczków. Dlatego, choć pewnie część z Was to zdziwi, potrafię wskazać kilka bardzo istotnych zalet tych wspomagaczy. Oto one:

  • Smoczek jest znacznie bezpieczniejszy i korzystniejszy z fizjologicznego punktu widzenia niż palec – często obserwuje się, że dzieci, którym rodzice odmawiają smoczka, zaczynają ssać np. kciuk, całą rączkę, zabawki czy ubranie. Niesie to ze sobą długofalowe i nieprzyjemne konsekwencje, włącznie z deformacją palca i paznokcia. W dłuższym horyzoncie czasowym mogą wystąpić wady podniebienia i zgryzu, co z kolei utrudni dziecku naukę mówienia. Ponadto o wiele trudniej jest oduczyć dziecko ssania palca niż smoczka.
  • Smoczek pozwala rodzicom (zwłaszcza mamie) na chwilę odetchnąć – ma więc pozytywny wpływ na zdrowie psychiczne i fizyczne rodziców, co jest nieocenione w toku opieki nad maluszkiem.
  • Obniża ryzyko zespołu nagłego zgonu niemowląt – do takich wniosków doszła Amerykańska Akademia Pediatrii, która wręcz zachęca do tego, by podawać dziecku smoczek przed zaśnięciem.

Ponadto dobre smoczki o anatomicznym kształcie nie mają szczególnie negatywnego wpływu na pracę języka, pozwalają dziecku utrzymywać go w naturalnej pozycji, dzięki czemu nie powinny negatywnie wpływać na odruch ssania i zakłócać karmienia piersią. Jednak tylko po spełnieniu jednego kluczowego warunku.

Jeśli smoczek, to nie od urodzenia

Znów odwołajmy się do zaleceń Amerykańskiej Akademii Pediatrii, która wskazuje, że smoczka-uspokajacza nie powinno się używać w ciągu pierwszych 6 tygodni życia dziecka – następuje wówczas stabilizacja laktacji, a smoczek mógłby ją zaburzyć. Z tego samego powodu odradza się stosowanie nakładek na brodawki sutkowe.

Odstępstwem od tej reguły są sytuacje, w których dziecko urodziło się przed czasem lub od urodzenia cierpi na dysfunkcję odruchu ssania. Wówczas odpowiednio dobrany smoczek może pełnić rolę elementu edukacyjnego, czyli po prostu pomóc dziecku w nauce przyjmowania pokarmu z maminej piersi.

Wszystko z umiarem

Smoczek nie jest absolutnie samym złem, bo i z takimi opiniami się spotkałam. Faktem jest natomiast, że rodzice nie powinni go traktować w kategoriach remedium na każdy płacz czy niepokój maluszka. Nie należy ulegać pokusie podawania dziecku smoczka przez cały dzień i noc, bo zbyt częste noszenie tego elementu ewidentnie sprzyja wadom zgryzu czy zaburzeniom pracy mięśni orofacjalnych. Dodatkowo wskazuje się na zwiększone ryzyko próchnicy, chorób przyzębia oraz zapalenia ucha środkowego.

Kiedy odstawić smoczek?

Zalecenia są jasne: im wcześniej dziecko rozstanie się ze smoczkiem, tym lepiej. Powinno to nastąpić do ukończenia przez nie maksymalnie 18. miesiąca życia. Wcześniej warto również umówić się na pierwszą wizytę ortodontyczną, podczas której ortodonta oceni, czy maluch nie ma problemów ze zgryzem.

 

 

 

 

 

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Related Articles

Grypa, wszystko, co rodzic wiedzieć powinien

Grypa, wszystko, co rodzic wiedzieć powinien

W ostatnich dniach przyjmujemy rekordową liczbę małych pacjentów z grypą. Podobnie sprawa ma się z rsv, który jest cały czas w natarciu. Wirus grypy jest w tym sezonie wyjątkowo wredny. Zakażenie szerzy się bardzo szybko. W tym roku, w grudniu mamy już tyle...

Zespół gratyfikacji czyli o onanizmie dziecięcym

Zespół gratyfikacji czyli o onanizmie dziecięcym

Porozmawiajmy dzisiaj o onanizmie czy masturbacji dziecięcej. I od razu ważna uwaga. Ponieważ oba te terminy wśród części z Was wywołują negatywne skojarzenia, obecnie rezygnuje się z ich używania, zastępując je innym, zespołem gratyfikacji. Trafiła do mnie ostatnio...

Czerwone flagi, czyli kiedy iść z dzieckiem do lekarza

Czerwone flagi, czyli kiedy iść z dzieckiem do lekarza

Dzwonić i umówić wizytę, czy jeszcze poczekać? Pojechać do lekarza, dmuchać na zimne, być może stracić czas, czy leczyć domowymi sposobami, ryzykując pogorszenie stanu dziecka? To są pytania, które niejeden raz zadał sobie każdy rodzic. A zatem dzisiaj będzie o tym,...

RSV – czy jest się czego bać?

RSV – czy jest się czego bać?

Co roku w sezonie jesienno-zimowym oddziały pediatryczne i neonatologiczne wypełnione są małymi pacjentami, którzy zostali zakażeni wirusem RSV. Kontakt z nim ma nawet 95% noworodków i dzieci do 2. roku życia. Nie zawsze wywołuje on poważne konsekwencje zdrowotne,...

Sign up for more tips!